Moja przygoda z mineralnymi cieniami do powiek, rozpoczęła
się na dobre, kosmetyki Lily Lolo zachwycają mnie nieustannie i nigdy nie
zawodzą, najwyższa jakość, idealny skład i piękna pigmentacja, wybór odcieni również
zachwyca. Cienie Lily Lolo, uznawane są przez wielu wizażystów za jedne z
najlepszych na świecie i ja przekonałam się o tym na własnych powiekach.
Kosmetyki tej brytyjskiej marki nie są oczywiście testowane na zwierzętach na
żadnym etapie produkcji, nie zawierają parabenów, produkowane są wyłącznie z
naturalnych i mineralnych składników, nie zawierają też sztucznych aromatów,
nanoczasteczek, substancji konserwujących, mają zawsze wzorowe składy,
wyłącznym dystrybutorem Lily Lolo w naszym kraju, jest Costasy.
Cień otrzymujemy w eleganckim, poręcznym, charakterystycznym dla marki, przezroczystym słoiczku z tworzywa, zamykanym na czarną nakrętkę z wygrawerowanym logo firmy. Słoiczek z zabezpieczonym sitkiem, dodatkowo zapakowano w luksusowy, biało-czarny kartonik, z którego zasięgnąć możemy informacji o produkcie, jego odcieniu, producencie, dystrybucji i oczywiście ładnym składzie cienia. Cień Witchypoo, to jedynie tlenki żelaza, idealny, naturalny, króciutki skład - iron oxide. Oznacza to, iż cienie są bezpiecznym kosmetykiem, który nie uczuli, nie wywoła reakcji alergicznej, nawet przy skłonnych do podrażnień, delikatnych oczach, czy cieniutkiej skórze powiek, to naturalny, mineralny, bezzapachowy kosmetyk do makijażu. Mój odcień nazywa się Witchypoo, najczarniejsza, głęboka, matowa, piękna czerń, bardzo intensywna, dająca genialny efekt na oczach, niebawem wykonam makijaż kosmetykami Lily Lolo, już na swatchach zaś widać, jak odcień ten jest genialnie napimentowany, jest to ideał czerni. Cienie są idealne, bardzo mocno napigmentowane, intensywne, jak czysty pigment, fantastycznie się blendują, rozcierają, współpracują z innymi kosmetykami, doskonale można je stopniować.
Oczywiście zawsze przed aplikacją cieni, nakładam na powiekę bazę pod cienie (moje ulubione, to bazy z ArtDeco, Inglot i Kobo, ale jeśli takowych nie posiadacie, trwałość przedłuży także podkład, czy korektor nałożony pod cienie), wówczas cienie nie rolują się, są niesamowicie trwałe i utrzymują się na oku tyle, ile chcemy. Są to sypkie cienie, więc naturalnym jest, że się lekko osypują przy aplikacji na sucho, z bazą jest znacznie łatwiej. Nakładam go pędzelkami do cieni Hakuro H74, gdy blenduję przy smokey eyes, ale także płaskim H70, czy Inglot 13P na dolną powiekę, lubię też wykorzystywać Witchypoo, jako eyeliner, wymieszany z kroplą duraline, żelem hialuronowym, czy po prostu wodą, czy dowolnym hydrolatem, daje nam aksamitny eyeliner, doskonały do kresek, wówczas są to także cienie w kremie, które znacznie łatwiej aplikować osobom niecierpliwym. Cienie Lily Lolo super sprawdzają się tez przy charakteryzacjach. Jest to mój pierwszy cień mineralny Lily Lolo, zdecydowanie mam ochotę na inne odcienie, bowiem wybór jest niezwykle bogaty, Witchypoo można zakupić oczywiście na Costasy.
Znacie cienie Lily Lolo? Lubicie mineralne kosmetyki do makijażu? :)
Cień otrzymujemy w eleganckim, poręcznym, charakterystycznym dla marki, przezroczystym słoiczku z tworzywa, zamykanym na czarną nakrętkę z wygrawerowanym logo firmy. Słoiczek z zabezpieczonym sitkiem, dodatkowo zapakowano w luksusowy, biało-czarny kartonik, z którego zasięgnąć możemy informacji o produkcie, jego odcieniu, producencie, dystrybucji i oczywiście ładnym składzie cienia. Cień Witchypoo, to jedynie tlenki żelaza, idealny, naturalny, króciutki skład - iron oxide. Oznacza to, iż cienie są bezpiecznym kosmetykiem, który nie uczuli, nie wywoła reakcji alergicznej, nawet przy skłonnych do podrażnień, delikatnych oczach, czy cieniutkiej skórze powiek, to naturalny, mineralny, bezzapachowy kosmetyk do makijażu. Mój odcień nazywa się Witchypoo, najczarniejsza, głęboka, matowa, piękna czerń, bardzo intensywna, dająca genialny efekt na oczach, niebawem wykonam makijaż kosmetykami Lily Lolo, już na swatchach zaś widać, jak odcień ten jest genialnie napimentowany, jest to ideał czerni. Cienie są idealne, bardzo mocno napigmentowane, intensywne, jak czysty pigment, fantastycznie się blendują, rozcierają, współpracują z innymi kosmetykami, doskonale można je stopniować.
Oczywiście zawsze przed aplikacją cieni, nakładam na powiekę bazę pod cienie (moje ulubione, to bazy z ArtDeco, Inglot i Kobo, ale jeśli takowych nie posiadacie, trwałość przedłuży także podkład, czy korektor nałożony pod cienie), wówczas cienie nie rolują się, są niesamowicie trwałe i utrzymują się na oku tyle, ile chcemy. Są to sypkie cienie, więc naturalnym jest, że się lekko osypują przy aplikacji na sucho, z bazą jest znacznie łatwiej. Nakładam go pędzelkami do cieni Hakuro H74, gdy blenduję przy smokey eyes, ale także płaskim H70, czy Inglot 13P na dolną powiekę, lubię też wykorzystywać Witchypoo, jako eyeliner, wymieszany z kroplą duraline, żelem hialuronowym, czy po prostu wodą, czy dowolnym hydrolatem, daje nam aksamitny eyeliner, doskonały do kresek, wówczas są to także cienie w kremie, które znacznie łatwiej aplikować osobom niecierpliwym. Cienie Lily Lolo super sprawdzają się tez przy charakteryzacjach. Jest to mój pierwszy cień mineralny Lily Lolo, zdecydowanie mam ochotę na inne odcienie, bowiem wybór jest niezwykle bogaty, Witchypoo można zakupić oczywiście na Costasy.
Znacie cienie Lily Lolo? Lubicie mineralne kosmetyki do makijażu? :)
Wow ale czerń
OdpowiedzUsuńNajczarniejsza :)
UsuńPiękny. Maluje oczy niemal wylacznie ciemnymi kolorami. Ten wydaje się byc idealny. Taki głęboki.
OdpowiedzUsuńJa tak samo, dlatego to był mój pierwszy wybór :) U mnie czarny cień, to mus, ten jest ideałem :)
UsuńNiezła pigmentacja :)
OdpowiedzUsuńJaki intensywny odcień :0 super! aż ciekawią mnie inne odcienie :))
OdpowiedzUsuńMroczny, dobry pigment ;)
OdpowiedzUsuńbardzo ładny kolor - taki intensywny! :)
OdpowiedzUsuńWow stunning product!!! Beautiful photos dear! *-*
OdpowiedzUsuńHave a nice day!
www.milleunrossetto.blogspot.it
Mega! Nie istnieją chyba czarne rzeczy i bardzo czarne, ale ten cień jest ultra czarny :D
OdpowiedzUsuńBardzo czarny, mam cienie Lily Lolo i uważam, że są warte zakupu.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem głębi tej czerni i pigmentacji kosmetyku :D
OdpowiedzUsuńale nasycenie koloru, extra!
OdpowiedzUsuńStraaaasznie lubię Lily Lolo. :-)
OdpowiedzUsuńpiękna, głęboka czerń do tego śliczne opakowanie
OdpowiedzUsuńCzarny jak węgiel :)
OdpowiedzUsuńale piękna czerń, wow :D
OdpowiedzUsuńAle intensywna czerń :)
OdpowiedzUsuńPrawdziwa wiedzmowata czerń , jedyną taką czerń miałam w paletce Naked2 ;) Wygląda to super ale obawiam sie ,ze mogłabym się mocno nia obsypać przy robieniu make-upu :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie dotychczas nie miałam za dobrych doświadczeń z czarnym cieniem mineralnym- nie umiem go do tej pory nakładać w odpowiedni sposób. Zawsze kończę z obsypaną twarzą, zamiast powieką :D
OdpowiedzUsuńczerń jak smoła;D
OdpowiedzUsuńTo się nazywa czerń. Trochę przypomina mi sadzę z komina.
OdpowiedzUsuńNie mój kolorek ale pigmentacja świetna :)
OdpowiedzUsuńPiękna, głęboka czerń :)
OdpowiedzUsuńPiekna czern :) Alez Ty kusisz tymi mineralkami :)! Chyba najpierw zdecyduje sie na podklad ;)
OdpowiedzUsuń