piątek, 30 października 2015

Beskidy – Urlop w Beskidach – Co zwiedzić w Beskidach - Polskie góry Beskidy, jakie szczyty zdobyć, jakie miejscowości zobaczyć? Beskidy jesienią :)

Czas leci, jak szalony, mamy już koniec października, niebawem święta i koniec roku, ja dziś zapraszam Was w podróż w BESKIDY, gdzie spędziłam kilka cudownych wrześniowych dni wolnych, jednych z najpiękniejszych w moim życiu :)

  
Kocham polskie góry, jest to dla mnie najlepsza forma spędzenia urlopu, wakacji, ubóstwiam chodzić, zdobywać szczyty, podziwiać górską przyrodę, podglądać zwierzęta, wdychać górskie powietrze. Wielokrotnie dotykałam już Pieniny, Tatry, Bieszczady, Karkonosze, w tym roku zaś, po raz pierwszy wybraliśmy się w cudowne, na pewno mniej popularne Beskidy. Sądzę, iż wrzesień, to najlepszy czas na górskie wyprawy, piękna, jesienna już nieco pogoda jest idealna na wędrówki, nie jest upalnie, ale nie jest też zbyt zimno, a i ludzi na szlakach jest również mniej, także spokój, za który cenię góry, posiada wówczas jeszcze większą jakość. Zaopatrzeni w trzy mapy (papierowe, tradycyjne, według mnie najlepsze) z Bydgoszczy, pojechaliśmy z myślą zakotwiczenia się w Suchej Beskidzkiej, lecz padło jednak na dalszy zakątek tegoż rejonu, bliższy naturze i przede wszystkim, bliższy górom. Znaleźliśmy wspaniałą, pokojową metę w Zawoi, beskidzkiej, wsi, która słynie, jako największa i najdłuższa wieś w Polsce. Zawoja położona jest u stóp Babiej Góry, Pasma Policy i pasma Jałowieckiego, to idealne miejsce wypadowe dla osób, które tak jak my, chcą zdobywać szczyty w Beskidach. Wieś jest wspaniale zagospodarowana, z łatwością odnajdziemy tu mnóstwo miejsc, pokoi, hoteli, moteli, restauracji, barów dla turystów, jednocześnie rozkoszując się bliskością Beskidów. W samej Zawoji warto zobaczyć drewniany, XIX-wieczny kościół Matki Boskiej Anielskiej i Św. Klemensa, budynek Dworca Babiogórskiego, kapliczkę św. Jana Chrzciciela oraz muzeum przyrodnicze. Zawoja to też rozliczne, stare, urokliwe drewniane domy, z Zawoi wychodzi także duża ilość szlaków górskich. Od początku przyjazdu spogląda na nas Babia Góra, którą postanowiliśmy zdobyć, jako pierwszą.
 
  
Babia Góra, Królowa Beskidów, Diablak, zwana również Królową Niepogod i Świętą Górą, wyjątkowa, przepiękna, to najwyższy szczyt Beskidów Zachodnich, bowiem na Diablaku osiągamy 1725 m n.p.m. Wybierając się na szczyt Babiej Góry, należy pamiętać, że słynie ona z częstych zmian pogody, czego oczywiście doświadczyliśmy. Droga i szlaki są idealnie dostosowane dla turysty, a podejście choć dość długotrwałe, jest malownicze i pełne przepięknych, beskidzkich widoków. Swą drogę rozpoczęliśmy w Zawoi, dojechaliśmy samochodem na Przełęcz Krowiarki i stanęliśmy na parkingu (jest to droga łącząca Zawoję z Zubrzycą), z którego udaliśmy się do punktu informacji i miejsca, gdzie zakupiliśmy bilety wstępu na teren Babiogórskiego Parku Narodowego (bilet w postaci pięknej pocztówki w cenie 5,00 zł). Wybraliśmy czerwony szlak, który prowadzi na najwyższy szczyt Babiej Góry, na Diablak. Początkowo leśną ścieżką leciutko wznosimy się ku górze, następnie robi się coraz bardziej stromo, a piękna, słynna, jedyna w swoim rodzaju roślinność beskidzka umila nam ową wspinaczkę, jako maniaczka ziołowa dostawałam powoli pozytywnego, zielonego oczopląsu. Na całym szlaku obserwowałam piękny układ pięter roślinnych, pięter podgórzy, regli dolnych i górnych, kosodrzewinę i piętro halne, są też jeziorka osuwiskowe, jest to przecudowny teren Rezerwatu Biosfery UNESCO. Zdobywamy najpierw Sokolicę (1367 m n.p.m.), to pierwsza kulminacja szczytu, możemy odpocząć tu, stanąć na punkcie widokowym (skalny próg), my jednak, na razie bez odpoczynku ruszyliśmy naprzód, bowiem wiatr dawał o sobie znać coraz bardziej. Dalsza droga, to płaski szczyt Sokolicy, pośród pięknej kosodrzewiny pokonujemy kolejne podejście – tym razem Kępa (1530 m n.p.m.), następnie łagodnie wznosimy się powoli na Gówniak, najwyższą kulminację pośrednią po wschodniej stronie Babiej Góry, zwaną też Wołowymi Skałami, Gówniak ma 1617 m n.p.m. po jego pokonaniu, idziemy opadając przy wierzchołku ku Królowej Beskidów. Są tu tak piękne widoki, że zmienna pogoda nie jest aż tak ważna, choć uciążliwa, bowiem przez moment na ten przykład, szłam w koszulce z krótkim rękawem, świeciło piękne, ciepłe, jesienne słońce, zaś 10 min później miałam na sobie już sweter, bluzę i katankę przeciwdeszczową, wiał zimny wiatr z drobinami deszczu, także na te wycieczkę, warto naprawdę zabrać ze sobą cebulkowe ciuchy na różne typy kapryśnej i zdradliwej pogody. Gówniakiem docieramy stromo na wyczekiwany Diablak (1725 m n.p.m.), najwyższy szczyt Babiej Góry, widok zapiera tu dech w piersiach, nie da się tego opisać, trzeba przeżyć. Naszym oczom ukazuje się zbiornik Jeziora Orawskiego, Tatry, Góry Choczańskie, Orawska Magura i Mała Fatry, widzimy szczyty Beskidu Żywieckiego, Makowskiego, Wyspowego oraz Gorców. Szczyt Babiej Góry swą nazwę zaczerpnął z wierzeń ludowych, wierzono, ze Diablak jest miejscem złej mocy, które odwiedza Lucyfer i czarownice, dziś jest to kopuła z roztrzaskanymi skałami, otoczonymi beskidzką, wysokogórską roślinnością, mchami, murawami, porostami, wieje tu niesamowicie silny i ostry wiatr, dlatego ustawiono tu kamienny mur, wiatrochrony, przy których zjedliśmy sobie kanapki i odpoczęliśmy przed wędrówką w drogę powrotną. Niestety musieliśmy wrócić tym samych szlakiem (czerwonym), bowiem trwała konserwacja szlaków, w tym również niebieskiego, którym chcieliśmy wrócić (dostępny jest także szlak żółty, przez Perć Akademików, jest to malowniczy, ciekawy, lecz najtrudniejszy szlak, bardzo stromy z łańcuchami do asekuracji),  jest to zrozumiałe, po sezonie letnim, jednakże ma to swoje dobre strony, wrócimy tu ponownie na pewno, by zobaczyć słynne schronisko Markowe Szczawiny i jeszcze raz poczuć magię Królowej Beskidów. Jeszcze tego samego dnia, choć nogi po 7 godzinach wędrówki, dawały sygnały stop, po zejściu z Babiej Góry, udaliśmy się samochodem do Suchej Beskidzkiej, by zobaczyć mały Wawel, czyli renesansowy zamek, u stóp góry Jasień oraz słynną Karczmę Rzym, stojącą w centrum miasta, na rynku budowlę, nawiązującą do ludowej architektury regionu. To tu diabeł porwał na księżyc duszę Mistrza Twardowskiego i to tu zdecydowaliśmy się zjeść obiadokolację po wyczerpujących wojażach.





Drugi dzień, to wyprawa na Okrąglicę, myśleliśmy, iż będzie to łatwa wycieczka, jednakże porwaliśmy się na wejście niezbyt popularnym szlakiem zielonym, którym najczęściej schodzi się, także nasze kończyny dolne nie były zbyt zadowolone, wejście było strome i długotrwałe, ale daliśmy oczywiście radę. Wędrówkę rozpoczyna się w Sidzinie Górnej, gdzie przy Muzeum Kultury Ludowej, zostawiliśmy samochód i pokierowaliśmy się na szlak zielony. Na szlaku nie było żywej duszy, piękne widoki na początku trasy zachwycają, beskidzka roślinność, zioła są niesamowite, jednak na szlaku są też smutne widoki, niestety częste wycinki drzew, ogołocone, duże połacie lasów górskich, wołają o pomoc, okrutnie to wygląda, nie byłam nawet w stanie ich fotografować, to straszy, ludzki proceder, czerpania z natury, wycinka zabiera mieszkania tysiącom zwierząt i rzadkich roślin, człowiek zrozumie to chyba dopiero wtedy, gdy ziemia przestanie nam wybaczać te występki przeciwko Naturze. Szlak zielony, to trasa, gdzie odbywa się właśnie transport wyciętych, pięknych, wysokich drzew. Strome, zniszczone podejście, pełne kamieni, rekompensują mi oryginalne, beskidzkie rośliny. Tu znalazłam po raz pierwszy Dziewięćsił Bezłodygowy, czy Goryczkę Trojeściową, po drodze skosztowałam górskich jeżyn, słodkich, przesmacznych. Podczas wspinaczki mijamy Kordelkę, tu słychać okropne dźwięki piły, wycinki drzew i docieramy na Okrąglicę (1239 m n.p.m.), najwyższą kulminację Pasma Polic, jest tu masz telekomunikacyjny i dalsza przepiękna, bezludna, cicha, magiczna i pełna mgieł droga na Halę Krupową, piękną górską łąkę, zachwycającą jesiennymi kolorami kwiatów, na której znajduje się skrzyżowanie dróg i urocze, przytulne Schronisko PTTK na Hali Krupowej, w którym posililiśmy się i wypiliśmy ciepłą czekoladę. Droga powrotna, to u nas szlak czarny, dziwny, bardzo wąski, kręty lecz w miarę szybki szlak, który ciągnie się aż do Sidziny Wielka Polana, stamtąd drogą asfaltową poszliśmy dalej do Sidziny Górnej do samochodu wśród kropel górskiego deszczu. Wieczorem w Zawoi już zafundowaliśmy sobie smaczny wieczór w Karczmie Tabakowy Chodnik (cudna zupa czosnkowa).
  








Kolejnego dnia postanowiliśmy zdobyć niższą już górę Żurawnicę (727 m n.p.m.), zatem w tym celu skierowaliśmy się samochodem, by odnaleźć Krzeszów Górny, wieś, gdzie pozostawić auto można na parkingu obok kościoła, to skrzyżowanie ciekawych szlaków turystycznych, między innymi również tego na Żurawnicę w Beskidzie Makowskim, szlaku zielonego. Szlak biegnie początkowo drogami przez malowniczą wieś, następnie stokami i poprzez las, znów beskidzka roślinność zachwyca, znów Dziewięćsił Bezłodygowy ukazuje się mym oczom. Na wzniesieniu znajduje się mała polana, roztaczająca piękne, górskie widoki na Beskid Żywiecki i Średni, na szczycie jest też węzeł szlaków, my dalej podążyliśmy w kierunku Kozich Skał na Przełęcz Carchel (640 m n.p.m.), to boski, górski spacer leśny, na przełęczy znajduje się sad owocowy i murowana, urocza kapliczka. Droga powrotna to czerwony, kamienny, leśny szlak, prowadzący aż do Krzeszowa Górnego. Tego dnia po zdobyciu Żurawnicy, zdecydowaliśmy się nadrobić także odwiedziny w Skansenie Muzeum Kultury Ludowej w Sidzinie (przepiękne, oryginalne obiekty ludowe i eksponaty datowane na XVIII -XX wiek oraz świetna zielarska droga edukacyjna) i w nowym obiekcie w Zawoi – Korona Ziemi – Centrum Górskie (wspaniałe ekspozycje pokazujące historię górskich wypraw na całym świecie i same szczyty, robi to wielkie wrażenie).


Ostatni dzień wypraw górskich, postanowiliśmy uczcić wyprawą na Koskową Górę (866 m n.p.m.), to miła górska wycieczka, rozpoczynająca się we wsi Bogdanówka, gdzie zostawiliśmy auto, wiedzie ona poprzez wieś i następnie poprzez las, cały czas po drodze mijamy stacje drogi krzyżowej. Koniec drogi wieńczy kaplica Trzeciego Upadku pod Koskową Górą. Są tu wspaniałe sielskie widoki, ludzie spokojnie uprawiają rolę, pasą się zwierzęta, a czas jakby się zatrzymał. My podążyliśmy dalej przez osiedle na Koskowej Górze, poprzez łąkę na szczyt Koskowej Góry, gdzie rozpościera się mega cudny widok na cały Beskid Żywiecki, Babią Górę, Pilsko, pasma Polic i Jałowiecki. Miejsce to uznane jest za jedno z najbardziej malowniczych pod względem widokowym, nie uwierzycie, ale nie spotkaliśmy po drodze żadnego turysty, to urok Beskidów, są to góry mało popularnie, na pewno zaś jedne z najpiękniejszych. Wróciliśmy żółtym szlakiem poprzez gospodarstwa i piękny, górski las, dotarliśmy tak znów do Bogdanówki. Po posiłku pojechaliśmy jeszcze tego dnia do bliskich Wadowic, gdzie zwiedziliśmy nowoczesne muzeum Jana Pawła II. Pokochałam Beskidy, na pewno wrócimy tu nie raz, nie dwa, to przepiękne, ciche, malownicze, mało popularne, urokliwe polskie góry, wspaniałe i jedyne w swym rodzaju.   


Byliście w Beskidach? Lubicie góry? Planujecie już wakacje? 
Ja chyba już tak :)
 

czwartek, 29 października 2015

Le Serail – Mydło marsylskie w płynie z oliwą z oliwek pachnące lawendą – Prowansalskie zapachy :)

Dzięki Mydlarni Marsylskie, przenoszę się ostatnio w cudowne rejony Prowansji i jej otulających, francuskich zapachów, niedawno pisałam o wspaniałym mleczku fiołkowym, dziś prawdziwe mydło marsylskie w płynie z oliwą z oliwek, pachnące lawendą, marki Le Serail, która specjalizuje się właśnie w cudownych mydlanych kosmetykach, to 100% prawdziwe, francuskie mydła, wytwarzane w Marsylii, tradycyjnymi metodami od wielu, wielu lat.


Są to kosmetyki na bazie roślinnych komponentów, nie testowane oczywiście na zwierzętach. Mydło marsylskie w płynie, mieszka w dużej, smukłej, przezroczystej, poręcznej butelce (aż 500 ml) z białą, działającą bez problemów, praktyczną i zamykaną pompką, ułatwiająca codzienne użycie. Na estetycznym, tradycyjnym, eleganckim opakowaniu, które zdobi moją łazienkę, prócz oliwnych grafik, widzimy także informacje na temat kosmetyku, firmy i skład mydełka. Sercem kosmetyku jest oliwa z oliwek, znana jest ze swych dobroczynnych właściwości dla naszej skóry, oliwa działa kojąco i gojąco, ale również bardzo intensywnie nawilża, wygładza i regeneruje naskórek, zawiera cenne kwasy tłuszczowe, jest też silnym przeciwutleniaczem, zatem kosmetyk działa oczyszczająco, nawilżająco i również przeciwstarzeniowo, antybakteryjnie, pielęgnuje, chroni przed działaniem czynników zewnętrznych. Mydełko ma gęstą, treściwą, lekko żelową konsystencję w kolorze jasno-brązowym. Odpręża, wygładza, odżywia skórę, nadaje jej też przepięknego, charakterystycznego zapachu, jest lawendowa, głęboka woń, luksusowa, nieco roślinna. 


Mydło Le Serail, idealne będzie dla każdego typu skóry, świetne dla skóry normalnej, suchej, czy mieszanej, ale także dla osób, które posiadają skórę wrażliwą, delikatną, skłonna do podrażnień, czy alergii, pieni się gęstą, kremową, delikatną, mydlaną pianą, jest wydajne i idealnie rozprowadza się po skórze. Mydło  ma formę płynną, może nam posłużyć nie tylko do doskonałego oczyszczenia ciała, twarzy, włosów, czy higieny intymnej, ale także do prania. Oczyszcza doskonale, moja skóra po kąpieli z nim, jest oczyszczona, miękka, zrelaksowana i nawilżona, dodatkowo ten lawendowy, głęboki zapach, można je zakupić w Mydlarni Marsylskie, gdzie dostępne są też inne, ciekawe mydła w płynie.


Lubicie mydła w płynie? Podobają się Wam prowansalskie zapachy? :)

środa, 28 października 2015

Manufaktura – Piwne masło do ciała, Bania Agafii - Maska do Ciała, Skin & Tonic London - Balsam do ust, Apis – Krem ekstremalnie nawilżający, Essence – Lakier do paznokci, Paese – Błyszczyk do ust - Miks recenzji #8

Dziś zapraszam Was na kolejny miks mini recenzji, produktów, które ostatnio zwróciły moją uwagę :)


Manufaktura – Piwne masło do ciała
Zawsze byłam ciekawa piwnych kosmetyków, dzięki My blog my passion, trafiło do mnie Piwne masło do ciała, czeskiej firmy Manufaktura. Masło ma bardzo gęstą, maślaną konsystencję, rozrzedzam je z olejem migdałowym, to ostatnio mój ulubiony po-kąpielowy rytuał, ciało po nim pachnie jak świeży, zielony chmiel. Zawiera masło kakaowe i masło shea, a na ciekawym, tubkowym opakowaniu widnieje znaczek Leaping Bunny, zatem jest to 100% kosmetyk cruelty free. Mam dużą ochotę na inne, piwne kosmetyki!

Bania Agafii - Antycellulitowa Maska do Ciała, rozgrzewająca
Kosmetyczne saszetkowce rosyjskiej marki Bania Agafii, bardzo często goszczą w mojej łazience, już po raz trzeci rozkoszuję się antycellulitową maską do ciała, która genialnie rozgrzewa ciało, bazuje na miodzie, gorczycy, ładnie oczyszcza i relaksuje, na pewno zaopatrzę się w nią nawet po raz czwarty, bowiem jest to praktyczny, naturalny kosmetyk, który doskonale sprawdza się u mnie.

Skin & Tonic London - Balsam do ust - Mięta
Organiczny balsam do ust ma super skład, certyfikat cruelty free i daje rozkoszny, miętowy efekt nawilżenia na ustach. Przybył do mnie z Naturalnie z pudełka, jest wydajny i idealnie towarzyszy mi co dzień w torebce. Skin & Tonic London, to etyczne kosmetyki naturalne, pochodzące z małej, brytyjskiej manufaktury.

Apis – Krem ekstremalnie nawilżający
Kremy Apis doskonale się u mnie sprawdzają i tak też jest w tym wypadku, bardzo lekka formuła z rabarbarem i gruszką pięknie nawilża, wygładza i odświeża moją skórę, idealnie działa przy cerze takiej jak moja, mieszanej w kierunku suchej, zawiera dodatkowo olej z nasion słonecznika, kwas hialuronowy i ekstrakt z mimozy oraz aloesu. Jest świetny pod makijaż.

Essence – Lakier do paznokci – 16 Fame fatal
Lubię lakiery Essence i bardzo często je kupuję, tym razem skusiłam się na czerwoniutki, przepiękny kolor, idealna krwista czerwień, głęboka, lśniąca, świetna. Jak zwykle super wyprofilowany pędzelek i super trwałość, jest to numer 16 nazywa się fame fatal i należy do żelowej serii lakierów.

Paese – Błyszczyk do ust – Holiday Dreams
Cudne, różowe maleństwo (5 ml), świetny błyszczykowy maluszek, idealny do kieszeni, torebki, nie wysusza ust, daje lśniący efekt na ustach, jest to moje pierwsze spotkanie z Paese, polska firma zdecydowanie rozbudziła moją ciekawość, bowiem błyszczyk sprawdza się wyśmienicie i do tego ładnie, słodko pachnie.

Znacie te kosmetyki? Jakie produkty zwróciły ostatnio Waszą uwagę? :)

poniedziałek, 26 października 2015

Femi - Krem Różany na dzień – Odżywczy, naturalny krem ekologiczny :)

Od dziecka ubóstwiałam różaną woń i rozkoszowałam się dzikimi, różanymi zapachami, pozostało to we mnie do dziś, na blogu już nie raz pławiłam się w naturalnych, różanych kosmetykach, wychwalając ich niesamowite właściwości, bowiem cudownych atrybutów kosmetyków na bazie róży, jest co nie miara. Róża, od zarania dziejów, znana jest z niesamowitych właściwości pielęgnacyjnych, przeciwstarzeniowych, stymulujących i pobudzających skórę i mikrokrążenie, wzmacniając jednocześnie naczynka krwionośne.


Połączenie czystego ekstraktu z dzikiej róży z innymi cudownymi komponentami, w linii różanej, to świetny sposób na skórę taką, jak moja, mieszana cera 30+, skłonna czasem do przesuszeń, pokochała bez reszty - Krem Różany na dzień, naszej, polskiej, wspaniałej firmy Femi, stacjonującej w pięknym Gdańsku. Laboratorium Femi, ma w swej ofercie mnóstwo fantastycznych naturalnych kosmetyków ekologicznych, nie testowanych oczywiście na zwierzętach, najwyższej jakości, zawierających 100% naturalne składniki, firmą kieruje wspaniała specjalistka, mgr farmacji Pani Hania Łopuchow. Krem Różany na dzień, otrzymujemy w poręcznym, bardzo dobrze zabezpieczonym, szklanym, eleganckim słoiczku (50 ml), z białą nakrętką, ozdobionym pięknymi różanymi grafikami, słoiczek dodatkowo zapakowano w kartonik o tym samym designie, na którym widnieją informacje na temat kremu, właściwości, daty zużycia i śliczny skład kosmetyku. Do kartonika dodano także ulotkę z ofertą innych kosmetyków Femi. Krem dedykowany jest do stosowania na dzień, bazuje na cudownym ekstrakcie z dzikiej róży, który nadaje skórze głębokie nawilżenie i piękne odżywienie, wygładza ją, działa przeciwzapalnie i chroni przed działaniem czynników zewnętrznych, działając również antybakteryjnie i antystarzeniowo. 


Prócz Ekstraktu z Rosa Canina i wody różanej w kremie odnajdziemy: ceramidy, ekstrakt z ruszczyka, ekstrakt z jęczmienia, olej z nasion passiflory, olej z masłosza, wodę lipową, które działają silnie wzmacniająco, regenerująco, koją i pielęgnują. Olej arganowy, zawarty również w kremie, słynie z silnych właściwości nawilżających, działa antystarzeniowo i antyseptycznie. Składniki kremu, to prawdziwy, naturalny kompleks ziołowy, nawilżający skórę, idealnie pielęgnujący ją. Stosuję go codziennie rano i w ciągu dnia, wedle potrzeby, idealnie sprawdza się, jako baza pod makijaż, ma treściwą, aksamitną konsystencję w kolorze ecru, świetnie rozprowadza się po skórze, momentalnie wchłania się i nawilża moją cerę, która po aplikacji jest gładka, odżywiona, odprężona i nawilżona. Daje perfekcyjne nawilżenie, takie, jakie uwielbiam, zwłaszcza teraz podczas zmiennej, jesiennej pogody. Krem Różany Femi, pachnie obłędnie, bosko, jest to zapach bardzo różany, głęboki, dziki, egzotyczny, z lekką nutą olejków eterycznych, jakie zawiera: olejek różany, wetiwerowy, geraniowy i lawendowy, woń pozostaje również na skórze po jego aplikacji. Krem sprawdzi się przy cerze suchej, mieszanej, naczynkowej, potrzebującej szczególnej pielęgnacji, nie podrażnia mnie i doskonale spełnia swą różaną rolę, można go zakupić w sklepie firmowym Femi, to kosmetyk wart każdego grosika, doskonały, o idealnym, pięknym i naturalnym składzie. 



Znacie Femi? Lubicie kosmetyki na bazie róży? :)