czwartek, 21 grudnia 2017

Zestawy prezentowe Lily Lolo – Sweet Temptation Collection Nude Spice i Pink Fizz, Days of Decadence oraz Coctail Hour – Boskie prezenty na Costasy!

Jestem przekonana, że świąteczna gorączka u Was trwa! Macie już wszystkie prezenty? Jeśli nie, koniecznie udajcie się do siedziby Costasy w Warszawie (Ciołka 17), jeszcze jutro do 14:00, kupicie tam stacjonarnie najpiękniejsze prezenty, zestawy, które zachwycą każdą miłośniczkę naturalnych, kosmetyków do makijażu i pielęgnacji!


Kosmetyki Lily Lolo, to kosmetyczne skarby, produkowane są wyłącznie z naturalnych i mineralnych składników, nie zawierają sztucznych aromatów, parabenów, nanoczasteczek, substancji konserwujących, mają zawsze piękne składy, są to kosmetyki free cruelty, nie są testowane na zwierzętach na żadnym etapie produkcji.
 

Od lat Lily Lolo, nie zawodzi mnie, jestem przekonana, że zestawy, które przygotowało Costasy, pod choinką rozkochają obdarowane, a może same, poświątecznie zrobicie sobie prezent noworoczny? Wszystkie zestawy zdecydowanie warte są zakupu, zwróćcie uwagę na Sweet Temptation Collection Nude Spice, w którym znajduje się Limitowany błyszczyk Espresso Martini Lip Gloss, Konturówka Soft Nude Lip Pencil i boska, kultowa już szminka Nude Allure Lipstick. W zestawie Sweet Temptation Collection Pink Fizz, znajdziemy błyszczyk Pink Bellini Lip Gloss, moja hitowa szminka Passion oraz różowa konturówka Pink Lip Pencil. 


Zestaw Days of Decadence Collection, to prawdziwa gratka, znajduje się tu przecudna paletka Pure Indulgence Eye Palette, szminka w odcieniu Love Affair oraz mineralny róż Clementine Mineral Blush. Szczególnym zestawem, jest Coctail Hour, gdzie oko cieszą cienie Mulled Wine, Chocolate Martini i Bucks Fizz, jest to wspaniałe trio limitowanych, mineralnych cieni Lily Lolo. Mulled Wine, to fiolecik w połysku, Chocolate Martini, zachwyca blaskiem brązu, a Bucks Fizz, połyskuje złotem. Każdy z zestawów (wszystkie propozycje tu), jest przecudownie opakowany w pudełeczko z kokardką, prezent wymarzony. Na blogu na pewno napiszę więcej o tych genialnych zestawach, a Wam życzę dopięcia wszystkiego do niedzieli i najpiękniejszych prezentów! 




wtorek, 19 grudnia 2017

Świetny, apteczny płyn do pielęgnacji twarzy – Dermena Skin Care – Seboline – Normalizujący płyn tonizujący

Oczyszczanie, tonizowanie twarzy, to jeden z moich ulubionych rytuałów pielęgnacyjnych, uwielbiam, gdy moja skóra jest czysta i oddycha po całym dniu.


Apteczny płyn do pielęgnacji twarzy Dermena Skin Care z linii Seboline – Normalizujący płyn tonizujący, to mój nieodłączny towarzysz przy oczyszczaniu twarzy, zarówno rankiem, jak i wieczorem po demakijażu. Szukajcie tych kosmetyków w aptekach, każdy bowiem produkt spod skrzydeł tejże polskiej marki, sprawdza się u mnie doskonale.
 

Po powrocie do domu, zawsze wykonuję dokładny demakijaż, zimą wykorzystuję OCM, czyli oczyszczam twarz olejami, zawsze myję też twarz żelem lub pianką, co jakiś czas stosuję oczywiście peelingi enzymatyczne, odżywcze maseczki, następnie zaś oczyszczam twarz tonikiem i tu od jakiegoś czasu króluje właśnie płyn Dermeny. Normalizujący płyn tonizujący, otrzymujemy w białej, praktycznej buteleczce (200 ml), wyposażonej w zamknięcie typu klik. Design w odcieniach biało-zielonych, sugeruje przynależność do linii Seboline, która dedykowana jest cerze mieszanej, jak moja, ale też tłustej i co ważne skłonnej do wyprysków, trądziku, zapobiega bowiem powstawaniu owych niespodzianek.


W jego skład, wchodzi opatentowana przez markę molekuła Regen7, połączona z omega-hydroksykwasem, kwasem sebacynowym, ekstraktem z mydlnicy lekarskiej, wodą oczarową i ekstraktem z wierzby białej, będącym źródłem kwasu salicylowego i flawonidów, razem, jest to ciekawy kompleks aktywny, który naprawdę świetnie wypływa na moją skórę. Bardzo przyjemny, delikatny, higieniczny zapach, towarzyszy każdemu użyciu. Stosuję go zarówno do oczyszczania skóry twarzy, jak i szyi i dekoltu, nie uczula i nie podrażnia mojej skóry, która po jego aplikacji, jest doskonale ukojna, nawilżona i czyściutka. Znacie ten płyn? Jaki jest Wasz ulubiony tonik? :)
 

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Italia do zjedzenia - Bartek Kieżun, czyli włoskie, kulinarne inspiracje na święta i nie tylko – Nowość Wydawnictwa Buchmann


Już w najbliższą niedzielę Wigilia! Jeśli kompletujecie prezenty dla najbliższych, koniecznie poznajcie książkę, o której więcej dziś u mnie - Italia do zjedzenia, której autorem jest Bartek Kieżun. 


Premiera: 15 listopada 2017
Italia do zjedzenia - Bartek Kieżun
Wydawnictwo: Buchmann
Oprawa: okładka twarda
Ilość stron: 288



Italia do zjedzenia, to jedna z nowości Wydawnictwa Buchmann, poszukajcie jej na półkach księgarni, jeśli lubicie kulinarne podróże, książka jest bowiem wspaniałym połączeniem ciekawego przewodnika po Italii z genialnymi przepisami. Bartek Kieżun, czyli Krakowski makaroniarz, to dziennikarz kulinarny, piszący do Kukbuk, jego uwielbienie do podróży, połączyło się z miłością do jedzenia i tak też powstała książka, która jest efektem badania Włoch zarówno z perspektywy sztuki, historii, jak i kuchni właśnie, wszystko okraszone jest dużą dozą pasji i miłości do dobrego jedzenia.


Książka jest przepięknie wydana, duży format, twarda okładka w eleganckich, złoto-marmurkowych kolorach, zdecydowanie przyciąga oko. Na uwagę zasługują genialne zdjęcia, obrazujące zarówno składniki, przepisy, jak i budynki, historię, ludzi, miejsca. Dlaczego ciągnie mnie do Italii tak bardzo? Powiem krótko: z miłości! Do południowego słońca (…), z miłości do makaronu i pomarańczy…


Italia do zjedzenia, dzieli się na pięć rozdziałów, każdy z nich zabiera nas w nieco inną podróż. Jednak wszystkie są niezmiennie mega smaczne. Najpierw Pane, gdzie pędzimy od Campo dei Fiori, z najsmaczniejszą focaccią, brioche, chlebem dyniowym, aż do Triestu. Kolejno ruszamy do drugiej odsłony – Antipasti, tu witamy miasto Vieste, do którego przybywali Głównie ci, którzy coś przeskrobali i chcieli się ukryć przed wymiarem sprawiedliwości, w Modica smakujemy Saponaty. W tym rozdziale zaintrygowała mnie sałatka z bobu z pecorino i miętą, którą na pewno spróbuję wykonać, jest tu także tradycyjna grzanka z mozzarellą.


Trzeci rozdział Primi, rozpoczyna Mantua z dynią, melonami, grzybami, wyjątkową musztardą, ale także cennymi dziełami sztuki, tu smakujemy tortelli. Następnie risotto z grzybami leśnymi, słynne gnocchi, pene, czy makaron w sosie pomidorowym z czosnkiem i skórką pomarańczową. Smakowitości kuszą, by samemu wykonać je w domowych zaciszu, jak bowiem przejść obojętnie przy kasztanowym risotto? Każde miasto kryje w sobie inne tajemnice, ciekawą sztukę i mnóstwo ciekawostek kulinarnych.


Secondi, to rozdział, którym odkryłam przepis na karczochy w maśle, czy na mus z fasoli, cieszę się, że w książce można odnaleźć przepisy wegetariańskie, choć zdecydowanie będzie to strzał w dziesiątkę dla osób na diecie tradycyjnej. Tu podróżujemy w miastach Arezzo, Urbino, Katania, San Miniato al Monte, położone we Florencji, czy słynne Palermo. Ostatni rozdział książki Italia do zjedzenia – Dolci, to oczywiście słodkie rozkosze i ciekawe podróże. Malinowa granita, tiramisu, ciasteczka cytrynowe, faworki, tarta cytrynowa, czy z kremem i świeżymi figami. Tu też zwiedzamy Agrigento, osławioną Pizę, Modenę, Bergamo, Capri, czy Sardynię. 


Italia do zjedzenia, to fascynująca podroż, pełna smaków, naprawdę dużej dawki historii i sztuki, ale przede wszystkim genialne przepisy, które inspirują do eksperymentów w kuchni. W niedzielę Wigilia, myślę, że warto zatem dodać troszkę Italii do naszych świątecznych smaków i sięgnąć po tę jedyną w swym rodzaju książkę, polecam z całego serca!



czwartek, 14 grudnia 2017

Mój kosmetyczny hit wszech czasów – Naturalne szminki do ust Lily Lolo – połyskujący nudziak Rose Gold, różowa Romantic Rose i czerwono-brązowa Berry Crush- dużo zdjęć!


Dziś, kolejny raz na moim blogu, zakrólują szminki Lily Lolo. Od lat kocham je i polecam z całego serducha, moja kolekcja wzbogaciła się od trzy przecudnej urody odcienie połyskujący nudziak Rose Gold, różowa Romantic Rose i czerwono-brązowa Berry Crush. Zobaczcie, jakże pięknie prezentują się na moich ustach!


Kosmetyki Lily Lolo, to kosmetyczne skarby, produkowane są wyłącznie z naturalnych i mineralnych składników, nie zawierają sztucznych aromatów, parabenów, nanoczasteczek, substancji konserwujących, mają zawsze piękne składy, są to kosmetyki free cruelty, nie są testowane na zwierzętach na żadnym etapie produkcji. Dzisiejsze trio szminek, sprawdza się u mnie idealnie na co dzień, wszystkie trzy kolory, bardzo często goszczą na moich ustach.


Szminki Lily Lolo (4g), mają estetyczne, solidne i poręczne opakowania, w biało-czarnych, firmowych odcieniach, na grzbiecie widzimy nazwę koloru i wygrawerowane logo marki, szminki bez problemów otwiera się, odkręca i zamyka na klik. Kosmetyki dodatkowo zapakowano w tradycyjne dla marki kartoniki, z których zasięgnąć możemy informacji o produktach oraz poznać ich wspaniały, naturalny skład. Zawsze podkreślam, iż szminki idealnie rozprowadzają się na ustach, są mięciutkie, mają niesamowicie gładką i kremową konsystencję, ich kolory są bardzo trwałe i intensywne.


Szminka Rose Gold, to wbrew pozorom, nie odcień różany, jest to przepiękny, kuszący, ciepły odcień jaśniutkiego brązu z połyskującymi, złotymi drobinkami. Uniwersalny nudziaczek, przecudny, bardzo delikatny, genialny do makijażu dziennego, pięknie komponuje się z brązami na oczach, jest pięknie napigmentowany, po jednej już warstwie usta błyszczą, wyglądają zdrowo i pięknie. Jest to jeden z moich hitów szminkowych 2017 roku. 


Intensywny, trwały kolor w odcieniach różu, daje piękny, kremowy efekt na ustach, który można stopniować i idealne krycie. Bardzo zmysłowy i kuszący kolor, jeden z piękniejszych odcieni różu w palecie Lily Lolo, cudny do każdego rodzaju makijażu i dla każdego typu karnacji w makijażach dziennych oraz wieczorowych.


Jeśli jesteście, jak ja, fankami mocno zaznaczonych ust w makijażu to ten odcień będzie Waszym must have. Klasyczny, bardzo elegancki kolor, intensywny, nieco mroczny, po prosu piękny. Kojarzy się zdecydowanie z odcieniami wina, są tu zarówno tonu mocnej czerwieni, jak i ciemnego brązu. Nie zamierzam kryć, że kocham tę szminkę!


Szminki Lily Lolo nie wysuszają moich ust, pielęgnują je i odżywiają, zawierają tłoczony na zimno olej z nasion rącznika pospolitego, zwanym olejem rycynowym oraz wzmacniający delikatną skórę ust, olej jojoba, także dodatkowo spełniają funkcje nawilżające, wzbogacono je także o natłuszczający i wygładzający wosk pszczeli, wosk pozyskiwany z liści wilczomlecza, wosk z liści palmy kopernicji i kojącą lanolinę, które wygładzają oraz chronią usta, odnajdziemy tu także mikę, mineralny składnik, olej z nasion słonecznika, który zawiera witaminę E – witaminę młodości, ekstrakt z rozmarynu, czyli naturalny przeciwuleniacz oraz pigmenty koloru. 


Cała, przepiękna kolekcja szminek Lily Lolo, dostępna jest oczywiście na Costasy, wypatrujcie promocji i koniecznie zróbcie tam zakupy prezentowo-świąteczne, a sobie sprezentujcie koniecznie którąś z tych pięknych szminek! :)



poniedziałek, 11 grudnia 2017

Książkowy hit na koniec roku - Murder park. Park morderców - Jonas Winner - Nowość Wydawnictwa Initium!

Cały, niebawem już miniony 2017 rok, obfitował naprawdę w ogromną ilość wspaniałych nowości książkowych, na jego koniec w moje ręce trafiła genialna książka, która bezapelacyjnie trafiła na listę moich tegorocznych hitów. 


Premiera: 30 listopada 2017
Wydawnictwo: Initium
Tytuł oryginalny: Murder park
Tłumaczenie: Agnieszka Hofmann
Oprawa: miękka
Ilość stron: 480


Park morderców, zachwycił mnie wizualnie, trafiona w dziesiątkę, mroczna okładka z diabelskim młynem oraz znakami zodiaku, idealnie trafia w moje gusta i świetnie oddaje klimat, jaki towarzyszy fabule, bez problemu znajdziecie tę osobliwą pozycję na półkach w księgarni. Jako, że zbliżają się święta, książka będzie zatem idealnym prezentem dla miłośników ciemniejszych zakamarków literatury współczesnej.


Jest to moje pierwsze spotkanie z autorem, ale zdecydowanie nie ostatnie, Jonas Winner, jest niemieckim pisarzem, dziennikarzem, pisze też scenariusze, zamieszkuje obecnie w Berlinie, w Polsce znana jest już jego powieść, zatytułowana Cela, oscylująca pomiędzy thrillerem a sensacją, jestem przekonana, że i Park morderców, powtórzy jej sukces.


Powieść otwiera cytat jednego z moich ukochanych pisarzy wszech czasów – Edgara Allana Poe: Uśmiechnąłem się – jakież bowiem miałem powody do obaw? Świetnie wprowadzając nas w ciemny świat grozy i unikalnego klimatu, jaki odczuwamy czytając, bardzo szybko chłonąc karty całej powieści. Książka napisana jest językiem niesamowicie dynamicznym, wciąga i wchłania nas tak bardzo, że trudno oderwać się choć na chwilę. Całość świetnie wzbogacają wywiady-dialogi Sheldona z osobami, które reprezentując każdy znak zodiaku, znajdą się na wyspie, będącej centrum powieści. Jest to ciekawy i oryginalny zabieg literacki.


Zodiak Island, miejsce okryte złą sławą, to tu dwadzieścia lat temu, seryjny morderca, dokonał zbrodni, które do dziś pozostają niewyjaśnione, zginęły wówczas trzy kobiety. Park zostaje jednak ponownie otwarty, jego właściciel – Rupert Levin, postanawia stworzyć tu dochodową, makabryczną rozrywkę. Pośród nadszarpniętych zębem czasu karuzelach, zjawia się dwanaście, testujących osobowości, podróż rozpoczynamy tajemniczym wywiadem z pierwszą z nich Paulem Greenblattem, jak każdy z gości, skrywa on głęboko pochowane sekrety i nietypowe przeżycia: Wieszałem zdjęcia sprawców, miejsc zbrodni, ofiar, obok przyklejałem kopie protokołów, akt dotyczących śledztw i wycinki z gazet.
 

Dwanaście osób płynie promem prosto na wyspę, do Parku morderców, wśród nich jest między innymi rzeczniczka prasowa, reporter, dziennikarka, kamerzysta, pokojówka, dozorca, przedsiębiorca, ale także była policjantka, czy menedżerka parku, co ich łączy? Wszyscy oni zetknęli się z historią wyspy i mordercy z Zodiak Island, był nim Jeff Bohner, bezkompromisowy zbrodniarz, który staje się teraz osią dla ekscentrycznej rozrywki na wyspie pod nazwą „Twój weekend z zabójcą.”


Murder park. Park morderców, to niezwykle klimatyczny, mroczny thriller, pełen grozy najlepszej klasy, którą czuje się przez cały czas czytając powieść. Trafi ona bankowo w gusta nawet najbardziej wybrednych miłośników gatunku, do których i ja nie ukrywam należę, jest to także książka dla tych, którzy lubują się we współczesnej literaturze, czekając na niebanalne zwroty i ciekawe zabiegi, książka zaskakuje, wciąga i pozostaje w głowie na długo, nie będę zdradzać Wam zbyt wiele, to istny, książkowy ideał na zimowe wieczory, polecam z całego serca!