Już od dziś, na półkach księgarni internetowych i stacjonarnych, można sięgnąć po cieplutką nowość powieściową spod skrzydeł cenionego przeze mnie Wydawnictwa Szara Godzina. Nowa książka, autorstwa polskiej pisarki Katarzyny Kieleckiej, pod tytułem Na tej samej ziemi, jest jednym z tytułów, na które czekało naprawdę wielu czytelników.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, a tymczasem bohaterki znane czytelnikom z powieści Pod tym samym niebem stają przed nowymi dylematami i rozterkami. Kinga tęskni za narzeczonym, który od miesięcy przebywa w śniegach Spitsbergenu. Lilianna, skupiona na wychowaniu pięcioletniej córki, nie potrafi wsłuchać się w to, co podpowiada jej serce. Jedynie mała Nela oraz jej wierny kotożbik Eastwood nie wahają się czerpać z życia wszystkiego, co najlepsze. Codzienność Lilki odmienia zagadkowa przesyłka, a w niej informacje na temat ukrytej w Górach Połabskich rodzinnej tajemnicy. Aby ją poznać, przyjaciółki postanawiają się wybrać się w podróż śladami listu. Jednak przewrotny los ma wobec nich zupełnie inne plany, nie żałując wyzwań i niespodzianek. Czy Lilianna zdoła wypełnić wolę zmarłego przed laty dziadka? Czy pozwoli, by jego wojenne doświadczenia wpłynęły na jej obecne życie? Opowieść, w której przeszłość splata się z teraźniejszością, a tęsknota z nadzieją. Historia o trudzie radzenia sobie ze stratą najbliższych i o niezwykłej sile miłości, która przywraca wiarę w sens życia. Na tej samej ziemi obfituje w okazje do wzruszeń, refleksji oraz śmiechu.
Katarzyna Kielecka, to jedna z tych autorek, na których powieści zawsze czeka się z niecierpliwością, pisarka tworzy od lat mniejsze formy literackie, wiersze, opowiadania, scenariusze przedstawień dla dzieci oraz oczywiście doskonałe powieści obyczajowe, na co dzień jest mamą, pracownikiem banku, zaś z wykształcenia pedagogiem specjalnym, mieszka w Łodzi. Na tej samej ziemi, to powieść, w której spotkamy się ponownie z bohaterami, poznanymi podczas lektury powieści Pod tym samym niebem. Pojawia się Lilianna, Nela i Kinga, nie ukrywam, że nie mogę doczekać się lektury, myślę, że ponownie możemy spodziewać się doskonałej, emocjonalnej powieści na jesienne wieczorki. W ramach zachęty, mam dla Was fragment książki!
Śliwę dręczyły wyrzuty sumienia, choć jeszcze nie zdecydowała się na ich werbalizację. Lilianna doskonale ją znała i wystarczyła jej obserwacja, by wyciągnąć wnioski, że przyjaciółka lada dzień pęknie i coś z tym zrobi. Pozostawało pytanie, czy jej czyny zachowają znamiona rozsądku. Grodzka miała nadzieję, że nastąpi to dopiero po jej powrocie, dzięki czemu wspólnie z Adamem zdołają powstrzymać tę porywczą kobietę przed jakąś nierozważną głupotą. Wiedziała, że polarnik znów się pojawił na łączach, więc przynajmniej w zakresie niepokoju o niego chmury szaleństwa przestały się kłębić nad domem.
Klamka opadła i w wąskiej szparze pojawiła się radośnie wyszczerzona głowa Kingi.
– Eluwina – rzuciła, pchnęła drzwi, aż łupnęły o szafę, i wparowała do pokoju niemal tanecznym krokiem. – Patrz i podziwiaj.
Właśnie wróciła od ortopedy i po gipsie nie został nawet ślad. Wykonała trzy średnio zgrabne obroty, podskoczyła, jęknęła i przysiadła na łóżku.
– Może nie szarżuj? – poradziła jej Grodzka ze szczerą troską w głosie. – Co to znaczy „eluwina”?
– Młodzieżowe słówko roku. Z zeszłego sezonu, ale właśnie sobie o nim przypomniałam. Coś jak „cześć”, „elo” albo „serwus”, jeśli sięgnąć do słownika poprzednich pokoleń.
– Całkiem zgrabnie brzmi.
– Prawda?
– Zgrabniej niż ty tańczysz. Co z kopytem?
– Teoretycznie wszystko prima sort, jak mawia pan Władzio, tylko, kurde, mam je oszczędzać przez jakiś czas. Całej nocy bym nie przetańczyła. Adasia nie ma, więc to akurat żadna strata. Dostałam skierowanie na zabiegi w kriokomorze, chyba tylko po to, żeby jednoczyć się termicznie z ukochanym. Jestem zła jak organizacja ruchu w tej cudownej metropolii.
– Czemu?
– Łódź przoduje w rankingach najbardziej zakorkowanych miast Europy. Nie wiedziałaś?
– Jezu… O ciebie pytam, nie o miasto.
– A… Myślałam, że będzie już całkiem spoko i uda mi się namówić cię na wymianę minionka na moją skromną osobę w podróży.
– Kogo?
– Eksa. Należy do przeszłości, do
tego, co minęło, więc minionek fonetycznie pasuje. Prowadzić Bydlaka dałabym
radę, do przedszkola po Nelę też spokojnie doczłapię, ale na górski szlak nie
mam co się pchać. A już się, cholera, spakowałam.
– Jesteś największym świrem, jakiego znam – podsumowała Lilianna i bez
ostrzeżenia uściskała przyjaciółkę.
– No weź już, daj spokój. – Kinga się opędzała, udając niezadowolenie. – Jeśli koniecznie musisz, to gnaj ku tajemnicy dziadka, tylko proszę cię o jedno.
– No?
– Zastanów się dwa razy, zanim dasz się Kondziowi przelecieć.
Lilkę momentalnie trafił szlag. Przez głowę przemknęła jej sielska wizja, w której wywala Śliwę za drzwi dokładnie tak samo, jak zrobiła to z weterynarzem. Zdołała się jednak opanować i oświadczyła w miarę grzecznie, choć w zwolnionym tempie i z przesadną dbałością o artykulację:
– Teraz wyjdę, a ty już nic więcej nie powiesz. Ani jednego słowa w tym temacie. Dbaj o Nelę, nie ciągaj jej po świątecznych wyprzedażach, bo znowu dostaniesz migreny, kontroluj flugi i zastanów się, jak rozwiązać kwestię pana Władzia i Jureczka. Podpadłaś im i uwierz: nie chcesz podpaść także mnie!