Już 24 lutego, swą premierę pod skrzydłami cenionego przeze mnie Wydawnictwa Szara Godzina, będą miały aż dwa tomy nowej powieści polskiej pisarki Katarzyny Kieleckiej, pod tytułem Ślady!
Edycie i Jędrkowi nareszcie wszystko się układa. Pochłonięci miłością, opieką nad dziewięcioletnim Grzesiem oraz psem Kufą nie dostrzegają, że rodzinne szczęście wisi na włosku. Edyta niepokoi się o swoje zdrowie oraz odkrywa, że mąż ją okłamuje. Nieoczekiwanie pod ich domem pojawia się była żona Jędrka. Ponadto dwaj podejrzani mężczyźni obserwują każdy krok Blińskich. Kiedy podczas spaceru znika Kufa, a po niej Grześ, wydarzenia nabierają tempa. Czy powróciły demony przeszłości? Dwutomowa powieść Ślady. Psim tropem i Ślady. Rudy warkocz - to połączenie powieści obyczajowej i trzymającego w napięciu thrillera. Znajdziecie tu skrywane latami tajemnice, niewyjaśnione sprawy, zaskakujące zwroty akcji oraz przyjaźń i miłość – w każdej ich odsłonie. Nie zabraknie wzruszeń, refleksji i dreszczu grozy. A wszystko to doprawione ciętym językiem i sporą dawką poczucia humoru. Czytając tę powieść, poczujesz się jak w rollercoasterze. Trzymaj się mocno!
Na nowe książki pióra Katarzyny Kieleckiej, z niecierpliwością czeka zawsze spore grono czytelników, pisarka tworzy od lat mniejsze formy literackie, wiersze, opowiadania, scenariusze przedstawień dla dzieci oraz świetne powieści obyczajowe, na co dzień jest mamą, pracownikiem banku, z wykształcenia pedagogiem specjalnym, mieszka w Łodzi. Dwa tomy z cyklu Ślady, zatytułowane Psim tropem oraz Rudy warkocz, to wielka radość dla miłośników powieści Sedno życia i Piętno dzieciństwa, są to bowiem dalsze losy bohaterów, poznanych w tychże książkach. Pojawia się Edyta, Jędrek, Grześ, piesek Kufa, jestem przekonana, iż możemy spodziewać się doskonałej, bardzo emocjonalnej powieści z dobrą nutą sensacji na zimowe wieczory. Warto dodać też, iż do powieści dołączone będzie opowiadanie, jestem bardzo ciekawa i już czekam na tę gorącą premierę, a oto fragment powieści!
Dzwonek zaterkotał bladym świtem,
wyrywając Wojtka ze snu. Rawicki poderwał się nieprzytomnie i nerwowo omiótł
wzrokiem pokój. Przez chwilę siedział z głupią miną i zastanawiał się, co
oznacza ten dźwięk. Jakoś nie przypominał sielskiej, łagodnej melodyjki na
bazie nut Beethovena, którą jakiś czas temu ustawił sobie jako budzik. Ospały
mózg leniwie szukał właściwych skojarzeń. Kiedy wreszcie z nagłym błyskiem
zrozumienia załapał, że to sygnał rozmowy przychodzącej, w pokoju zapadła cisza. Zerknął na puste miejsce obok siebie i momentalnie oprzytomniał. To na pewno Ania dzwoniła ze szpitala. Może znowu coś się dzieje. Niecierpliwie
sięgnął po komórkę, sprawdził historię połączeń i pokiwał
głową. Z cichym westchnieniem wyślizgnął się z łóżka.
Odbębnił wizytę w toalecie i po nieznacznym wahaniu machnął
ręką na poranną gimnastykę. Wyszedł z pustej sypialni i zajrzał
przelotnie do Zuzi, konstatując z zadowoleniem, że jeszcze
śpi. Zbiegł dziarsko po schodach, zaparzył kawę i z pełnym kubkiem
wybrał numer szwagra.
Bliński odebrał niemal natychmiast; pewnie czekał z komórką
w ręce. Nie wróżyło to dobrze.
– Są? – spytał Rawicki ze ściśniętym gardłem.
– Nie. Niech to diabli, nigdzie ich nie ma. Ani śladu. – Z głosu
Jędrka dało się wyczytać, że resztka jego spokoju rozwiała się
gdzieś hen, po karsiborskich mokradłach.
Wojtek miał poważne wątpliwości, czy szwagier w ogóle tej
nocy zasnął.
– Dzwoniłeś do Bańcoków?
– Gdzie?
– Do Bańcoków z Kościeliska. Do jej ulubionej tatrzańskiej
mety. Masz ich numer? Mówię ci, chłopie, zaszyła się gdzieś. Jeśli
nie w Wiartlu, to tam albo w Pieninach u tego flisaka co zawsze,
Huberta czy Henryka. Jakoś tak. Huberta chyba. Więcej miejsc jej
spektakularnych exodusów nie kojarzę.
– Nie wiem, czy mam numer… Raczej nie. Jeszcze tam z nią nie
byłem. Słuchaj, co ja mam robić? Ich telefony są cały czas wyłączone.
Rawicki uznał, że musi wziąć sprawy w swoje ręce, zanim szwagier
całkiem się rozsypie. Ciężko będzie uspokoić go zdalnie.
– Przede wszystkim nie panikuj. Jesteś w domu?
– Nie.
– Daleko masz?
– Z pięć kilometrów. Co za różnica?
– To wracaj. Jedź na chatę i powęsz w szafach. Sprawdź, czy
zabrali jakieś torby albo walizki. Może brakuje ciuchów i innych
podstawowych rzeczy. Wiesz, szczoteczka do zębów, szampon czy
co tam jeszcze – tłumaczył Wojtek, podgrzewając mleko w garnuszku.
– Przecież każdy ma coś, bez czego się nie rusza z domu.
Ja w tym czasie obdzwonię wakacyjne azyle Edyty. Znajomego
z Wiartla poproszę, żeby zajrzał do nas na działkę i sprawdził, czy
tam nie balują. Dam ci znać od razu, gdy posprawdzam. Do Łodzi
na pewno nie przyjechała. Przecież poza nami nie miałaby się
gdzie zamelinować.
– Żadnych koleżanek? Nic?
Rawicki wyciągnął z szafki dwie kwieciste miseczki, wkroił do
każdej po bananie i odpowiedział z pełnym przekonaniem:
– Głupio się pytasz. Znasz ją, wiesz, jak tu żyła. Na wszelki wypadek
podjadę na cmentarz. Jeśli pojawiła się chociaż na chwilę,
nawet przejazdem, w mieście, na pewno zajrzała do Agaty. Tam
nikt poza nami nie chodzi, więc sprawa będzie jasna. A ty sprawdzaj
szafy i czekaj na mój telefon.